17/09/2018, 11:48 PM
Prezentuję moje maleństwo, które przynosi mi wiele szczęścia jak i bólu głowy
2000 Chevrolet Tahoe LT 5.3 Vortec
Długo szukałem samochodu, który spełniłby moje wymagania.. Niepowtarzalny z zewnątrz, przyjemny w środku, nie toporny, wygodny i przestronny, coś przez co można wyrazić siebie. Mało który samochód mi podchodził, jak już miałem coś upatrzone to wychodziły różne kwiatki. Aż w końcu rzuciłem się na głęboką wodę i stwierdziłem, że to jest pora na realizację marzeń
W ten sposób stałem się posiadaczem połączenia terenówki, samochodu codziennego, użytkowego i rekreacyjnego, czyli typowego amerykańskiego SUV z krwi i kości.
Na filmach i zdjęciach zawsze robił na mnie niesamowite wrażenie ale w rzeczywistości sprawił, że się w nim zakochałem. Nie przeszkodziło nawet to, że jest to dość spartańsko wyposażony samochód, jak na dzisiejsze standardy.
Rama, buda, nieśmiertelny 5.3 litrowy, blisko 300 konny Vortec z 4 biegowym automatem. W budzie nie ma miejsca na bzdury: kierownica, szerokie skórzane podgrzewane fotele, 2 rzędy kanap, radio, klimatyzacja i standardowa elektryka w drzwiach. Czego więcej chcieć? Nawet nie ma prostego komputera pokładowego - ten pojawił się dopiero po lifcie.
Za to rekompensuje wszystko wygodą. Kręcąc wielką, ustawioną pod kątem prostym kierownicą poczuć się można jak za sterem jachtu, który pokonuje spokojne morze asfaltu. Kręci się nią jednym palcem praktycznie bez poczucia oporu. Nogi można bez problemu prostować za kierownicą (mam blisko 189cm wzrostu ), więc postoje w dłuższej trasie ograniczam do niezbędnego minimum. Z tyłu ogromny bagażnik, który połknie w całości rower bez składania kanapy a jak komuś mało to jest 3.5 tony na haku
2000 Chevrolet Tahoe LT 5.3 Vortec
Długo szukałem samochodu, który spełniłby moje wymagania.. Niepowtarzalny z zewnątrz, przyjemny w środku, nie toporny, wygodny i przestronny, coś przez co można wyrazić siebie. Mało który samochód mi podchodził, jak już miałem coś upatrzone to wychodziły różne kwiatki. Aż w końcu rzuciłem się na głęboką wodę i stwierdziłem, że to jest pora na realizację marzeń
W ten sposób stałem się posiadaczem połączenia terenówki, samochodu codziennego, użytkowego i rekreacyjnego, czyli typowego amerykańskiego SUV z krwi i kości.
Na filmach i zdjęciach zawsze robił na mnie niesamowite wrażenie ale w rzeczywistości sprawił, że się w nim zakochałem. Nie przeszkodziło nawet to, że jest to dość spartańsko wyposażony samochód, jak na dzisiejsze standardy.
Rama, buda, nieśmiertelny 5.3 litrowy, blisko 300 konny Vortec z 4 biegowym automatem. W budzie nie ma miejsca na bzdury: kierownica, szerokie skórzane podgrzewane fotele, 2 rzędy kanap, radio, klimatyzacja i standardowa elektryka w drzwiach. Czego więcej chcieć? Nawet nie ma prostego komputera pokładowego - ten pojawił się dopiero po lifcie.
Za to rekompensuje wszystko wygodą. Kręcąc wielką, ustawioną pod kątem prostym kierownicą poczuć się można jak za sterem jachtu, który pokonuje spokojne morze asfaltu. Kręci się nią jednym palcem praktycznie bez poczucia oporu. Nogi można bez problemu prostować za kierownicą (mam blisko 189cm wzrostu ), więc postoje w dłuższej trasie ograniczam do niezbędnego minimum. Z tyłu ogromny bagażnik, który połknie w całości rower bez składania kanapy a jak komuś mało to jest 3.5 tony na haku