Obudziłem się, wypiłem kawę i szybko poszukałem zlecenie. Znalazłem ofertę na przewóz zaledwie tony kwiatków w okolice Danii.
Podniosłem ośkę, ustawiłem wymaganą temperaturę na agregacie i ruszyłem. Na miejscu od razu mnie załadowali, zapach tych kwiatów był cudowny, to samo mogę powiedzieć o widokach przez całą trasę. Takie trasy to ja lubię...
Na rozładunku zadzwonił do mnie znajomy, niestety nie dał rady prowadzić firmy samemu i zaczął szukać roboty u kolegów z branży. Odparłem że niestety nie mam żadnego wolnego zestawu i taki pojawi się dopiero za kilka tygodni.
Podjechałem pod płatny, strzeżony parking co by mi paliwa nie ukradli, opróżniłem dwa piwerka i poszedłem spać.
Obudziłem się następnego dnia o godzinie 9:00, a właściwie to zostałem obudzony... przez telefon.
Nieznany mi numer, odbieram... Ktoś się przedstawił używając bogatego słownictwa z angielskiego, zapytał jak tam interesy itp. Okazało się że to gość z Norwegii dla którego transportowałem ostatnio jakieś rzeczy, bodajże do Kristiansand.
Powiedział że bardzo spodobało mu się to jak sprawnie, bezpiecznie i szybko wykonałem ten przewóz i zaproponował mi stałe kursy na Skandynawii. Byłem bardzo miło zaskoczony. Zgodziłem się na jego stawki i szybciutko poszukałem zlecenia w kierunku Polski.
Podbiłem troszkę ponad setkę kilometrów do Kilonii i ruszyłem załadowany mięsem do Stargardu. Po drodze zadzwoniłem do znajomego który dzwonił dzień wcześniej o pracę.
Po rozładunku od razu udałem się do Bydgoszczy na bazę.