12/11/2019, 08:57 PM
Witajcie jako że lubię dużo pisać postanowiłem się z wami podzielić małym projektem który realizuje jest to książka mojego autorstwa o tematyce transportowej jest to 14 dni z życia kierowcy ciężarówki jego problemy i przygody.
Tak to mogę określić w dużym skrócie. Narazie jestem w trakcie pisania drugiego dnia z życia bohatera głównego.
Data wydania: Zależy wszystko od weny
Ilość części? 14 dni w formie 14 części złożonych w jedną książkę
Zapraszam was do oceniania.
A tym czasem zapraszam was do przeczytania Dnia pierwszego
Jutro po dwóch tygodniach wyruszam na szlak mentalnie naszykowany, że dzieciaki będę widział tylko przez aparat w telefonie.
Wstawiam wodę na poranną dawkę kofeiny, która oprócz mojej żony pobudza mnie do działania. Dzieciaki świadome, iż wyjeżdżam nie dają poznać po sobie, że to już jutro nastąpi rozłąka.
Odpalam laptopa by zobaczyć gdzie jest szwagier jako mój pracownik mogę go kontrolować przez GPS mówi, który pokazuje albowiem dziś o dwunastej przyjedzie, a przez co zakończy dwu tygodniową tułaczkę.
Mówię, aby żona szykowała jedzonko dla niego, bo pewnie jest zmęczony. Od razu siedząc przy laptopie skanuję swoją kartę do tachografu, by ITD(Inspekcja Transportu Drogowego), czy inne służby nie ukarały mnie mandatem i kary jako dla kierowcy-właściciela nie dotrzymałem terminu skanowania jej.
Po chwili oznajmia, iż jedziemy na zakupy, które starczą na dwa tygodnie mojej tułaczki. Patrząc na rachunki stwierdzam, albowiem transport się opłaca moje auta, których posiadam aż cztery. Zarobiły w przeciągu miesiąca około czterdziestu tysięcy euro, co na nasze wynosi dwieście tysięcy, a odejmując koszty wychodzi sto tysięcy złotych.
Po dwu godzinnych zakupach patrzę i oczom nie wierzę, gdyż szwagier wrócił przed czasem. Maciej(bo takie imię nosi mąż siostry mojej małżonki) zadowolony po trasie mówi iż mam zamontowane lampki, które kupiłeś. Wyraz mojej twarzy bezcenny.
Pan spedytor wysłał mi adres jutrzejszego załadunku, akurat ładuje w firmie, która mieści się niedaleko domu moich rodziców. Jadąc w strony autostrady A dwa przejade koło budynku, a wiedząc ile trwa załadunek w tej firmie to się przejdę do rodzicieli. Maciek swoje graty spakował w osobówkę po tym zjadł u nas obiad, a następnie zdał relacje jak na trasię i rewelacje transportowe.
Po godzinie czternastej pojechał do domu życząc mi Szerokości oraz przyczepności, bo u Helmuta (Niemcy) jest bardzo ślisko. Reszta moich kierowców ma zjazd kiedy ja będę w trasie, więc będę wypatrywał swoich duchów. Pakowanie w podróż (jak ja je kocham) worek jedzonka, piętnaście słoików i torba ubrań plus to co w kabinie, czyli to czego Maciuś zapomniał, bądź nie miał czasu zamontować do auta. Pakiet akcesorii, które zostały w kabinie to lampy obrysowe na owiewki, światło ostrzegawcze tzw. kogut w liczbie dwóch sztuk i trąby firmy Harley, więcej roboty wykonał szwagier jako, iż mam jeszczę godzinkę to zamontuje te przewody fabrycznie podciągnięte oraz przycisk, który je uruchamia.
Znajduję się w środku kabiny i z bólem serca muszę wiercić. Wszystko przymierzone to wiercimy tylko by kabina nie została rozszczelniona. Po zamontowaniu profilaktycznie polałem górę kabiny wodą. Od razu myjąc auto po trasię by widać było, że bogata firma.
Godzina osiemnasta pakuje się do auta. Cały dzień zleciał aby przygotować wszystko do drogi i zadbanie o autko. Po zapytaniu żony czy synka mogę wziąć do dziadków bez wahania odpowiedziała, że tak.
Awizo mam na dziewiątą następnego dnia, dojazd plus-minus sześćdziesiąt minut, więc wyjazd o godzinie ósmej. Mały przygotowuję się do trasy tak jak na wyprawę wojenną, gdy dowiedział się że jedzie do dziadków. Wizyta ta będzie niezapowiedziana. Pewnie ojca w domu jak zwykle nie będzie tylko matka i siostra. Profilaktycznie dzwonię do matki, by szykowała się na przybycie wnuka oraz syna. Akurat jutro ojciec, który mnie wszystkiego nauczył będzie w domu to wspominam czasy prawofotelowca. Pamiętam jak rwałem się do jazdy. Kiedyś marzenie z dzieciństwa, a teraz zawód, którego nie zamieniłbym na żaden inny. Mały się przymierza do fajery(kierownicy), jak ja w jego wieku. Z ojcem zostają wspomnienia, które nigdy się nie powtórzy oraz ludzi widzianych przeze mnie.
Spotkaniem z dziadkami wynagradzam synowi rozłąkę oraz tym, iż zabieram go jak na razie w krótkie trasy. Kiedyś zrozumie, że robię to by miał lepsze życie niż ja. Godzina dwudziesta druga dzieciaki śpią, a ja kładę się spać i mówię dobranoc żonie, która wytrzymuje te moje nerwy oraz ciągłe siedzenie przy tych autach, gdy coś się zepsuje.
Budzik ustawiony na godzinę szóstą pięćdziesiąt.
Dobranoc.
Tak to mogę określić w dużym skrócie. Narazie jestem w trakcie pisania drugiego dnia z życia bohatera głównego.
Data wydania: Zależy wszystko od weny
Ilość części? 14 dni w formie 14 części złożonych w jedną książkę
Zapraszam was do oceniania.
A tym czasem zapraszam was do przeczytania Dnia pierwszego
Jutro po dwóch tygodniach wyruszam na szlak mentalnie naszykowany, że dzieciaki będę widział tylko przez aparat w telefonie.
Wstawiam wodę na poranną dawkę kofeiny, która oprócz mojej żony pobudza mnie do działania. Dzieciaki świadome, iż wyjeżdżam nie dają poznać po sobie, że to już jutro nastąpi rozłąka.
Odpalam laptopa by zobaczyć gdzie jest szwagier jako mój pracownik mogę go kontrolować przez GPS mówi, który pokazuje albowiem dziś o dwunastej przyjedzie, a przez co zakończy dwu tygodniową tułaczkę.
Mówię, aby żona szykowała jedzonko dla niego, bo pewnie jest zmęczony. Od razu siedząc przy laptopie skanuję swoją kartę do tachografu, by ITD(Inspekcja Transportu Drogowego), czy inne służby nie ukarały mnie mandatem i kary jako dla kierowcy-właściciela nie dotrzymałem terminu skanowania jej.
Po chwili oznajmia, iż jedziemy na zakupy, które starczą na dwa tygodnie mojej tułaczki. Patrząc na rachunki stwierdzam, albowiem transport się opłaca moje auta, których posiadam aż cztery. Zarobiły w przeciągu miesiąca około czterdziestu tysięcy euro, co na nasze wynosi dwieście tysięcy, a odejmując koszty wychodzi sto tysięcy złotych.
Po dwu godzinnych zakupach patrzę i oczom nie wierzę, gdyż szwagier wrócił przed czasem. Maciej(bo takie imię nosi mąż siostry mojej małżonki) zadowolony po trasie mówi iż mam zamontowane lampki, które kupiłeś. Wyraz mojej twarzy bezcenny.
Pan spedytor wysłał mi adres jutrzejszego załadunku, akurat ładuje w firmie, która mieści się niedaleko domu moich rodziców. Jadąc w strony autostrady A dwa przejade koło budynku, a wiedząc ile trwa załadunek w tej firmie to się przejdę do rodzicieli. Maciek swoje graty spakował w osobówkę po tym zjadł u nas obiad, a następnie zdał relacje jak na trasię i rewelacje transportowe.
Po godzinie czternastej pojechał do domu życząc mi Szerokości oraz przyczepności, bo u Helmuta (Niemcy) jest bardzo ślisko. Reszta moich kierowców ma zjazd kiedy ja będę w trasie, więc będę wypatrywał swoich duchów. Pakowanie w podróż (jak ja je kocham) worek jedzonka, piętnaście słoików i torba ubrań plus to co w kabinie, czyli to czego Maciuś zapomniał, bądź nie miał czasu zamontować do auta. Pakiet akcesorii, które zostały w kabinie to lampy obrysowe na owiewki, światło ostrzegawcze tzw. kogut w liczbie dwóch sztuk i trąby firmy Harley, więcej roboty wykonał szwagier jako, iż mam jeszczę godzinkę to zamontuje te przewody fabrycznie podciągnięte oraz przycisk, który je uruchamia.
Znajduję się w środku kabiny i z bólem serca muszę wiercić. Wszystko przymierzone to wiercimy tylko by kabina nie została rozszczelniona. Po zamontowaniu profilaktycznie polałem górę kabiny wodą. Od razu myjąc auto po trasię by widać było, że bogata firma.
Godzina osiemnasta pakuje się do auta. Cały dzień zleciał aby przygotować wszystko do drogi i zadbanie o autko. Po zapytaniu żony czy synka mogę wziąć do dziadków bez wahania odpowiedziała, że tak.
Awizo mam na dziewiątą następnego dnia, dojazd plus-minus sześćdziesiąt minut, więc wyjazd o godzinie ósmej. Mały przygotowuję się do trasy tak jak na wyprawę wojenną, gdy dowiedział się że jedzie do dziadków. Wizyta ta będzie niezapowiedziana. Pewnie ojca w domu jak zwykle nie będzie tylko matka i siostra. Profilaktycznie dzwonię do matki, by szykowała się na przybycie wnuka oraz syna. Akurat jutro ojciec, który mnie wszystkiego nauczył będzie w domu to wspominam czasy prawofotelowca. Pamiętam jak rwałem się do jazdy. Kiedyś marzenie z dzieciństwa, a teraz zawód, którego nie zamieniłbym na żaden inny. Mały się przymierza do fajery(kierownicy), jak ja w jego wieku. Z ojcem zostają wspomnienia, które nigdy się nie powtórzy oraz ludzi widzianych przeze mnie.
Spotkaniem z dziadkami wynagradzam synowi rozłąkę oraz tym, iż zabieram go jak na razie w krótkie trasy. Kiedyś zrozumie, że robię to by miał lepsze życie niż ja. Godzina dwudziesta druga dzieciaki śpią, a ja kładę się spać i mówię dobranoc żonie, która wytrzymuje te moje nerwy oraz ciągłe siedzenie przy tych autach, gdy coś się zepsuje.
Budzik ustawiony na godzinę szóstą pięćdziesiąt.
Dobranoc.