Ode mnie kolejny strzał krótki z drogi na załadunek warzyw na Hiszpanie. Gonie z tym do Madrytu stamtąd nieopodal mam załadunek już na Monachium. Także nie ma miękkiej gry. Jeździmy cały czas jak witać reszta chłopaków również, ale mają mniej wolnego czasu na robienie zdjęć.
Witajcie w ostatniej, przedświątecznej relacji. Nie trzeba było czekać na odzew z waszej strony, za co serdecznie dziękuje każdemu z osobna, ale teraz lecimy ostro z tematem, bo trzeba jakoś wrócić z tej Francji, bo rodzinka czeka na porządne żreć, w postaci pysznego żura z jajkiem i kiełbasą. Swoją drogą powrót nie był aż tak długi, bo do przejechania ponad 1100 km i 25 ton pustych palet na pace, a stawka za okrągłe 2.15 e/km i taki co ma laptopa w kabinie i szuka sam zleceń na transie czy innej giełdzie ładunków to pożyje, a że fix termin do zrobienia był nie mogłem tego odmówić i bez zawahania to wziąłem. Innego wyjścia nie było.
Zanim wyjechałem z Francji to szukałem najbliżej granicy zlecenia i okazało się że puste palety są gotowe do wzięcia w Valenciennes we Francji. Szybka decyzja i pojechałem. Szybko przejechałem że aż zdążyłem pauzę wykręcić na hotelu. Kupiłem ostatnie bagietki francuskie, miałem trochę salami i sera, kawy na dwie łyżki oraz trochę cukru. Dzwoni telefon i mówią że towar gotowy do załadunku. Podjechałem, podstawiłem się i czekamy na rozwój sytuacji. Załadowali mi naczepę i poszło to elegancko i o 19 wyruszyłem w kierunku Polski. Do granicy z Belgią lekkie zatamowanie, a potem puściutko jak zawsze, ring Brukseli poszedł sprawnie i bez oporu. Gdy przekraczałem granicę z Niemcami, miałem lekko 4 godziny jazdy i trzeba było szukać pierwszego parkingu, ten był niedaleko Bad Oeynhausen, czyli jakieś na oko 50 kilometrów. Godzina lekko 1:25 nad ranem i wykręciłem 9-tkę oraz poszedłem spać. O 10:30 wyruszyłem dalej, ruchu jak jest, tak nie było gęsto. Stau nieodczuwalny, wszystko szło stabilnie do Berlina. Przy granicy lekki koreczek, nie jechali jak głupie żółwie co zawsze bywa w zwyczaju. Po zjeździe z autostrady, szybko chciałem przelecieć przez Stargard, ale plan by się udał, gdyby nie stojące osobówki na czerwonym. Do Wałcza zajechałem o godzinie 18:10, zrzucili towar szybko i pojechałem się przespać. Ostatniego dnia czyli niedziela, pojechałem zrobić przegląd zestawu, a później z powrotem już na bazę. A potem wypakowanie, sprzątanie i udałem się do busa gdzie czekał na odjazd do Poznania, a potem do domu na parę dni i znowu powrót za kółko.