Postanowiłem wyjechać w niedzielę o 18, ponieważ w środę (09.05) w Rosji jest Święto Zwycięstwa i nigdzie by mnie nie rozładowali ani nie odprawili. Tak miałem nadzieję, że we wtorek uda się rozładować i na bazę z powrotem na pusto. Wracając do dnia wyjazdu, około 16:30 przyjechałem osobówką, aby wpakować rzeczy oraz zakupy do Volvo, które zrobiłem chwilę wcześniej. Pogadałem trochę z szefem i mogłem ruszać. Doświadczenie w tym kierunku mam, więc nie ma się co przejmować Najpierw przejechać Łuków do DW806. Ruch na mieście był mały, jak to w niedzielę. Chwila i kierowałem się na Międzyrzec Podlaski. Droga tam była dosyć dobrej jakości. Dojechałem do węzła i zjechałem chwilowo na obwodnicę DK19. Potem zjazd na DK2 i w prawo w kierunku Terespola. Trochę dużych aut szło, ale bardziej z granicy. Objechałem Białą Podlaską. W końcu doleciałem do skrętu w lewo na Koroszczyn. Byłem wcześniej zabookowany przez internet, więc omijam kolejkę. W niej stało z 30 aut, zatem było warto. Chwilę poczekałem aż zestaw przede mną przejdzie wagę. Potem ja. Wszystko w porządku, zaparkowałem na sektorze B. Musiałem w urzędzie się odprawić i otworzyć karnet. Trzeba było z 40 minut poczekać na swoją kolej. W końcu wszystko ogarnięte i na Zielonkę. Jeszcze po stronie PL sprawdzanie paszportu, wizy, dokumentów itd. I wjeżdżamy na terytorium Białorusi. Tam u celnika to samo. Znowu ustawiłem się przy terminalu. Oczekiwanie na odprawę i można wreszcie wjechać do naszego wschodniego sąsiada. Przez kolejkę na Zielonce zrobiło się już po 23. Standardowo M1 na Mińsk. Jak to na Białorusi szczególnie w nocy, pustki na drogach. Tempomat na 90 i lecimy na spokojnie. Tak nic ciekawego się nie działo. Włączyłem sobie sety z Manieczek co by spanie nie brało. Przed Baranowiczami stanąłem na stacji na pauzę 45 minut. Kawka, obejście zestawu i trzeba lecieć dalej na Rassiję. Na obwodnicy Mińska trochę większy ruch. Niedziwne, bo już powoli zaczynało świtać, ponieważ było koło 4:30. Słońce zaczęło ładnie wychodzić. Od razu cieplej się na dworze zrobiło. Tak doleciałem na parking przed Orszą, żeby wykręcić 9h pauzy. Trochę na styk z czasem jazdy wyszło, a nawet trochę przepierdziliłem minut, ale trudno się mówi.

Obudziłem się już o 14, a pauzę miałem do 15:30 jakoś. Tak ciepło, że nie dało się dłużej spać niestety. Czas na dojazd do Krasnej Górki, czyli granicy BY-RUS. Liczyłem, że nie pójdzie tak źle, chociaż przy poniedziałku może być różnie. Ruch zdecydowanie większy niż jak jechałem rano przez Białoruś. Godzina jazdy do granicy. Kiedy dojechałem to kolejka była kilometrowa, jeśli chodzi o ciężarowe. Przede mną stały dwa składy, czerwone Scanie od firmy Luka-Trans. Pogadaliśmy sobie podczas oczekiwania przez CB to nie było nudno. Łącznie zeszło się 2 godziny, aż byłem po stronie rosyjskiej. Oczywiście bez "tradycji", czyli 10 euro dla celnika się nie obyło. Zaczął coś się dopierd**ać o dokumenty przewozowe. Pośpiech to mu dałem, z resztą byłem przygotowany na takie coś (z kasy szefa ). Teraz cały czas na Moskwę M1 aż do tzw. dużego kolca, czyli A108. W międzyczasie zjechałem na stację zatankować do pełna. Paliwo dwa razy tańsze niż u nas. Ziomki z Polski polecieli dalej, więc później jechałem sam. Potem gdzieś po drodze wykręciłem 45-tkę. Widać było, że im bliżej Moskwy tym ruch coraz to większy. W miejscowości Dorokhovo zjechałem na wcześniej wspomnianą A108. Tak sobie leciałem do Klinu do M10. Pomimo, że bez dwóch pasów to jechało się tam dobrze. Nie było na szczęście korków żadnych. W końcu wyleciałem na M10. Zaraz za Klinem na szybko pauza 45 minutowa, żeby dolecieć na tamożnię w Twerze jeszcze tego samego dnia na 10 godzin. Zrobiło się już ciemno. Światła trochę oślepiały, bo to główna droga z Moskwy na Petersburg, pomijając inne dosyć spore miejscowości po drodze, więc aut szło dużo. W końcu dojechałem na wspomnianą tamożnię. Mieli już wiadomo w nocy zamknięte, ale ustawiłem się obok innych aut i poszedłem spać a z rana będę działać.

Wtorek, wtorek. Wszystko idealnie wyszło, że już jestem na tamożni. Szybko Od razu po otwarciu tamożni o 7 poszedłem do nich z papierami, żeby odprawili. Poza mną trochę innych kierowców też było, więc finalnie zeszło im się do godziny 10. Chociaż pełna pauza 9h mi wyszła. Karnet zamknięty, wszystko git to pojechałem jakieś 2 km na miejsce rozładunku do jakichś magazynów. Wzięli mnie od razu pod rampę, ale i tak im długo to szło i dopiero o 12 byłem wolny. Grunt, że przed świętem planowo udało mi się rozładować. Miałem lecieć na pusto na bazę. Mam fotkę jedynie z tamożni z rana. Myślę, że nie potrzeba pisać relacji z powrotu, skoro wracałem praktycznie tą samą drogą.

Siemanko!

Mała zapowiedź relacyjki która wpadnie dziś wieczorem