Siema! Dzisiejszy kurs rozpocząłem na Stacji w Poznaniu. Wyjazd miałem zaplanowany na godzinę ósmą, ale przyjechałem szybciej, żeby zamontować półkę w mojej Scanii. Zdecydowałem się na jej zakup, ponieważ czasem brakowało mi takiej przestrzeni na pauzie. Po założeniu półki, dotankowałem auto i wyruszyłem na firmę. Punkt załadunku znajdował się niedaleko, jednak ze względu na duży ruch dojazd zajął dość długo. Gdy udało się dostać na teren firmy, musiałem czekać aż mnie załadują i niestety trochę się to przedłużyło. Finalnie po 10 wyjechałem załadowany do Wińska. Trasa miała 140 kilometrów i miałem 14 tonowy ładunek. Auto radziło sobie bardzo dobrze i jazda była wygodna, więc jestem zadowolony z przesiadki. Niby mam mniejszą kabinę, ale właściwie tego nie odczuwam i to mi nie przeszkadza. Pogoda podczas podróży była świetna co mi jak najbardziej pasowało, bo odczuwałem zbliżające się lato.

Około 13 dojechałem na rozładunek. Zrzutka w przeciwieństwie do załadunku przebiegła dość sprawnie, dzięki czemu o 14 stałem już na pauzie. Niestety mój postój przedłużył się do 15:30, ponieważ były pewne opóźnienia w firmie i termin załadunku się przełożył. Trochę mnie to zdenerwowało, ale nie miałem wyjścia i musiałem czekać. Udało się znaleźć ładunek z Ścinawy do Świebodzina, więc kierowałem się powoli w stronę domu. Gdy wyjeżdżałem załadowany była już godzina 17 a ja jeszcze miałem zaplanowany jeden kurs. Wiedziałem, że nie dam rady zjechać na bazę bez wcześniejszego wykręcenia pauzy. Słońce powoli zachodziło, a ja byłem coraz bliżej celu. Około 18 złapał mnie deszcz. Trochę mnie to zdziwiło, ponieważ nigdzie go nie zapowiadali. No cóż, pogoda jest zmienna i jechałem do Świebodzina z nadzieją, że to tylko chwilowe załamanie pogody. Nie widział mi się rozładunek podczas ulewy, ale nic nie zwiastowało polepszenie pogody. Trochę zabawne, że jeszcze z rana myślałem o zbliżających się upałach... Niestety pogoda nie uległa poprawie. Powiedziałbym, że nawet się pogorszyła, a to oznaczało dla mnie rozładunek w ulewie. Nawet nie miałem przyjemności z oglądania pomnika Jezusa, ponieważ wszystko było przysłonięte mgłą.

Gdy już skończyłem się męczyć z rozładunkiem, przemoknięty pojechałem wziąć ostatni już ładunek. Tym razem miałem kurs Świebodzin-Stęszef i byłem załadowany 16 tonami opon. Miałem do przebycia dokładnie 134 kilometry. Gdy wyjeżdżałem z firmy była już godzina 22 i powoli zaglądałem do nawigacji w poszukiwaniu parkingu do wykręcenia pauzy. Znalazłem odpowiednie miejsce i jak najszybciej się tam udałem. Oczywiście gdy dojechałem na parking było już całkowicie ciemno. Zatrzymałem się i poszedłem spać z nadzieją, że zestaw będzie cały. Parking nie był w żaden sposób chroniony i stąd moje obawy. Gdy wstałem znowu padało, ale na szczęście zestaw nie był w żadnym stopniu uszkodzony. No nic, zrobiłem sobie kawę i jechałem dalej. Byłem dobrej myśli, bo do celu zostało mi jedynie 87 kilometrów. Byłem zmuszony do powolnej i uważnej jazdy, ponieważ droga była bardzo śliska. Gdy się rozładowałem rozpogodziło się. O godzinie 10 dojechałem na bazę i udałem się do domu tym samym kończąc tę trasę