W poniedziałek [25.11.2019] ładowałem na Włochy, skup owoców Sadmax w Mogielnicy - 23 tony jabłek do fabryki lodów Giuso Guido w miejscowości Bistagno!
Elooo! Trochę Wschodu było ode mnie to teraz czas na Dziki Zachód:
Ostrów Maz.-Mińsk Maz.- Sable-sur Sarthe
Poniedziałek-Środa
Poniedziałek:
Na wstępie chciałbym jeszcze powiedzieć o nowościach w mojej ciężarówce. Moje plany powoli zaczynają się spełniać. W tygodniu jak byłem na Rosji przyszła rurka Kelsy z 4 halogenami. Postawanowiliśmy z zaprzyjaźnionymi mechanikami posiedzieć przy sobocie i ją założyć. Na początku nie wiedziałem czy to "siedzi" i pasuje, zawsze można zdjąć i założyć do innego auta z firmy. Popytałem i odpowiedź była jednogłośna-jest gitara, zostaw! No to została, prezentuje się tak:
Wracając do relacji, trafiło mi się tym razem zlecenie na Francję. No to lecimy do żabojada. O godz. 7 wyjechałem z naszej drugiej bazy, czyli placu przy Autosie w Ostrowii. Najpierw poleciałem DK50 do Mińska Maz. na załadunek. Zajęło mi to 1h30. Firma nazywała się Gruplast. Produkują oni różnego rodzaju folie. Niestety była kolejka i musiałem z 1h20 odstać na moją kolej. O 10:20 wyjechałem załadowany 11 tonami właśnie folii, typowo spożywczej chyba i teraz czysta przyjemność z jazdy, a jest co pedałować, bo 1900 km niedaleko miasta Le Mans. Może nie czysta, bo pewnie i trochę odstoję w korkach u szwaba, ale jazda i tak lepsza od czekania pod firmą w pracy kierowcy Początkowo moją ulubioną drogą, czyli DK50 przez Kołbiel, Górę Kalwarię, Grójec do Mszczonowa. Wiadomo w tych miastach przejazdowych trochę się spowolniło, bo ruch spory, ale i tak ta droga ma po prostu swój unikalny klimat i uwielbiam! Dalej S8 na Piotrków to tempomat i mogłem odpocząć. W Zawadzie obok Tomaszowa zjechałem na parking przy barze Janosik i zjadłem sobie tam obiad przy okazji. Spoko szama, polecam! Koniec pauzy, trzeba lecieć dalej. Teraz te problemy w zwiazku budową A1, więc dojazd DK91 do S8 na Wrocław zaje**ny. Potem już płynnie. We Wrocku zjechałem na A4 w stronę granicy w Zgorzelcu. Ruch ciężarówek w moją stronę duży, bo poniedziałek i wszyscy na zachód cisną. Na szczęście obyło się bez kolizji. Na Krzywej szybka 45'tka, bo stwierdziłem, że pójdę na dychę i podlecę na granice w Jędrzychowicach na parking. Udało mi się, bo były z 3 rajki jeszcze wolne. Pauza 11 godzin.
Wtorek:
O 6:30 budzik zadzwonił hucznie, bo o 7:20 muszę ruszać. Jak tak zimno na zewnątrz to nawet nie chce się obejść zestawu, ale jak trzeba to trzeba. Ruszając z parkingu modliłem się, aby Niemcy przeszły w miarę sprawnie, żeby jutro już tylko przez Francję sobie przelecieć na rozładunek. Tak by pasowało. Ruch od rana duży. Drezno na szczęście luźno, potem cały czas A4 mijając Chemnitz, Gerę i Erfurt. Słońce dopisywało to aż przyjemnie się jedzie. Zgodnie z planem udało mi się dolecieć na 4h30 na słynny, a zarazem spory parking Shell Eisenach. To nie jest czasem teren dawnej granicy NRD-RFN? Nie wiecie może? Tak wygląda betonowo jak Marienborn. Mają tam też Burger Kinga, ale postawiłem się mocno i stwierdziłem, że sumienie nie pozwala na fast fooda i powinienem zjeść zdrowsze domowe jedzenie. Pozmywałem, żeby potem syfu nie było i nie śmierdziało obiadem. Lecimy dalej. Doleciałem do słynnej górki na Kirchheim na A7 już. Tutaj także toczą się rywalizacje kto pierwszy będzie stał w korku w Frankfurcie Volvo oczywiście dawało radę i za Niemcem, który leciał Scanią cisnęliśmy lewym zamulaczy. Potem już A5 na spokojnie. Na obwodnicy Frankfurtu nie było źle. Trochę wiadomo ruch zwolnił, ale ok. Dalej A67, A60 i A63 w stronę A6, bo leciałem na granicę z Francją w Saarbrucken. Tachograf wzywał na długą pauzę, więc stanąłem na Aralu w Waldmohr. Na tyłach jeszcze było miejsce, więc ujdzie. Tym razem 9h, żeby szybciej być na rozładunku.
Środa:
Tym razem obudziłem się lekko półprzytomny. Niby spałem 7h, ale przez pobudkę w nocy jakoś tak dziwnie. No nic, trzeba lecieć. Francja przywitała mnie ulewnym deszczem. Dobrze, że temperatura +3 stopnie, bo jakby było poniżej zera to nieciekawie. Co prawda pomijając Paryż i obwodnice dużych miast, na autostradach francuskich nie tworzą się raczej korki, ale w nocy i tak plus jechać w małym ruchu. Puściłem sobie dobrego seta z Manieczek co by spanie nie brało. Tak nawet nie wiem kiedy minąłem A4 Reims i Metz dojeżdżając na 45'tkę na Totala w Bussy-Saint Georges zaraz przed Paryżem. Nie wiem czy to był dobry ruch, bo im później tym większe korki w stolicy, ale dzisiaj musiałem wykorzystać czas do końca. Tam na tej pseudoautostradzie A86 to jest taki syf, że naprawdę trzeba uważać dużym autem. Szczególnie, że Francuzi lubią kombinować z prawego na środkowy, potem na lewy, później z powrotem, bo przypomni im się, że mają skręcić w prawo na zjeździe. Szkoda szczępić r*ja na tych żabojadów! Potem już leciałem sobie spokojnie autostradą A11 na Le Mans. Można było odreagować. Zrzutkę miałem z 40 kilometrów za w miejscowości Sable-sur Sarthe w firmie Charal produkującej mięso. Zdjęli mnie praktycznie z marszu. Pojechałem na załadunek przerzutowy, ale to pojawi się już w następnej relacji lub fotorelacji.