Pora na to, co lubię najbardziej, czyli wschodnie klimaty. Tym razem jadą z towarem, który ma pomóc chorym. Dzień zaczął się po ósmej rano. Ogarnięcie się, zjedzenie śniadania i można ruszać na załadunek. Cel - Kamen, dokładnie firma 3M. Niecałe półtorej godziny i jesteśmy na miejscu. Od razu pod rampę i ładujemy - 14 ton akcesoriów medycznych, kombinezonów itd. Nie minęła nawet godzina, a towar był już na naczepie. Można ruszać. Na drodze ruch sporawy, ale Scania dawała z siebie wszystko i po krótkiej chwili, byliśmy już królem lewego pasa. W przypadku tak ważnego transportu, nie ma co tracić czasu na głupoty. Między Magdeburgiem, a Berlinem wypadła mi '45. Jakiś obiad w przydrożnej restauracji, malborasek (ach, jak dawno nie miałem Cię w swoich ustach - pozdro dla kumatych ) i możemy lecieć dalej. Granica przejechana, więc powoli można studzić konie, ponieważ zaraz będziemy kończyć dzisiejszy dzień. A dokonamy tego na Cyrku w Świecku. Dziś pozostało zająć jakąś przyjemną rajkę, zjeść kolację i wyspać się przed dniem jutrzejszym. A z samego rana czeka nas odprawa.
Wstałem, a to już naprawdę dużo. Cholernie mi się nie chciało, ale cóż. Kawa, papieros i idziemy się odprawiać. Może pójdzie sprawnie, może przymkną oko i puszczą, w końcu faktycznie jadę ratować świat. Jest. Mamy to! Udało się odprawić, więc ruszam dalej. Wytaczam się na szlak i pełna moc! 500 koni pod maską, więc powinienem iść jak burza, szkoda że to nie "fałka", ale nic. W międzyczasie dzwoni do mnie Mariusz, znajomy. Pyta się, czy nie szukam kierowcy, bo stracił robotę. W sumie, czemu nie. Zapytałem się go tylko, czy ma ważną wizę na wschód i kazałem mu popołudniu podjechać do Igań. Stamtąd go zabiorę i we dwóch lecimy na wschód. Odpowiedź kolegi była pozytywna, więc na wschód sam jechać nie będę. Do samych Siedlec droga szła, jak po maśle. Ze Scanii wycisnąłem wręcz ostatnie soki podczas całej tej trasy. Wreszcie dojechałem do Igań. Tutaj wykręciłem '45. Przez ten czas zapoznałem Mariusza z autem, zjedliśmy coś w maku i mogliśmy jechać dalej. Ustaliliśmy, że do granicy jadę ja, a potem robimy zamianę. Przed 12 dojechaliśmy do przejścia. Odprawa zajęła nam niespełna cztery godziny, ale jesteśmy w końcu na Białorusi. Od teraz Mariusz dowodzi statkiem, a ja idę spać.
Przebudziłem się na czas pauzy '45 Mariusza. Pora zjeść coś pożywnego i trochę potowarzyszyć kompanowi w podróży. Zapytałem się go, jak mu się jedzie Scanią i ogólnie, jak sytuacja na drodze, ale w obu przypadkach odpowiedzi były pozytywne. Najedzeni, pojechaliśmy dalej. W międzyczasie, postanowiłem trochę posiedzieć na internecie i poszukać kolejnego auta do firmy. Niedługo ruszamy z żywcem i potrzeba trzeciego zestawu. Udało się znaleźć takie, o którym marzyłem od dawna, więc pewnie niedługo zostanie zaprezentowane na forum. Granica z Rosją odbębniona, więc teraz drałujemy do Jarcewa na odprawę. Tutaj już tak przyjemnie nie było, bo trochę postaliśmy. No, ale cóż - takie uroki tej części Europy. Ostatni etap trasy, poprowadziłem ja. Moskiewski szpital ukazał się nam późnym popołudniem. Po raz kolejny uratowaliśmy świat.