Katastrofa kolejowa w Szczekocinach
Minęło już 9 lat od wypowiedzenia słynnych słów „Na popielato masz? A ja mam k***a na czerwono!”. Te słowa mogą oznaczać tylko jedno… katastrofę kolejową w Szczekocinach.
W Chałupkach jest już późny wieczór. Najbliżej mieszkający linii kolejowej nr 64 łączącej Kozłów z Koniecpolem słyszą ogromny huk. Po chwili do obu rozbitych pociągów pojawiają się pierwsi mieszkańcy, którzy starają pomagać się tym, którzy przeżyli. W zgliszczach pasażerowie dostrzegają, że zderzyły się czołowo pociągi PKP Intercity „Brzechwa” jadący z Przemyśla do Warszawy i Przewozów Regionalnych „Matejko” relacji Warszawa Wschodnia – Kraków Główny. Zginęło 16 osób, a 61 odniosło rany. Prawie 40 minut po katastrofie w mediach pojawiają się pierwsze informacje w ogólnopolskich mediach. Około 2 w nocy na terenie katastrofy zjawia się ówczesny premier Polski – Donald Tusk. Już wtedy wiedzieliśmy niewiele, ale większość ludzi wiedziała, że na zawsze to zmieni postrzeganie bezpieczeństwa na polskiej kolei. O godzinie 4 nad ranem zakończono najważniejszy etap akcji ratunkowej, z wagonów wydobyto już wszystkich rannych.
Zginęli maszyniści obu pociągów. Do tej pory katastrofa kolejowa w Szczekocinach jest uważana za jedną z tragiczniejszych katastrof kolejowych w III Rzeczypospolitej. Mieliśmy z tego wypadku dużo się nauczyć. Czy aby wszyscy wyciągnęli odpowiednie wnioski, żeby w przyszłości zapobiegać takim katastrofom? Tego my wszyscy mogliśmy dowiedzieć za kilka lat.
03.03.2012 r. – 03.03.2021 r.
Do tej pory nikt ze spółki PKP Polskie Linie Kolejowe nie odpowiedział za stworzenie bezpośredniego zagrożenia w ruchu kolejowym w związku z nieprawidłowym przeszkoleniem dyżurnych ze Starzyn oraz Sprowy. Doszło do tego, że zarządca infrastruktury sam był oskarżycielem posiłkowym zwykłych pracowników, wiedząc, że połowa winy należy też do niego. PKP PLK cały czas nie nauczyła się z błędów katastrofy kolejowej w Szczekocinach.