Waspex

[WeiserPL]

Witam! Chłopaki powstawiali relacje z zachodu, a ja poleciałem w zeszłym tygodniu wyjątkowo na zupełnie inny kierunek-Bałkany, a dokładnie Bułgaria. Zapraszam:

(klimatyczna muzyka musi być )

Kałuszyn-Węgrów-Plewen

Czwartek-Sobota

Czwartek:

Tak jak wspominałem w krótkiej wrzutce co tam wcześniej wstawiłem, dobry fracht był, więc lecę z polskimi serami Hochlanda do hurtowni spożywczej w Bułgarii w Plewen. Awizację w Węgrowie miałem luźną, ale muszę rozładować się w sobotę do 15 bodajże, więc trzeba ruszać w czwartek rano. O 10 wyjechałem z bazy i tym razem drogą DW697, szybki podlot 30 minut. Zajechałem pod zakład, poszedłem do cieciowni się "zameldować" i spytać czy już mogę wjeżdżać. No i zonk. Czekać na razie, nie ma wolnej rampy. No dobra, wróciłem do kabiny, zjadłem ciastka i wypiłem kawę. Po godzinie przyszedł po mnie. Rampa numer 8. Na szczęście chłopaki szybko się uwinęli dwoma paleciakami, bo tylko 25 minut. Agregat ustawiony na 3 stopnie. Od razu dostałem papiery i można lecieć na te Bałkany. Radio Eska gra to jest dobrze. Przebiłem się przez miasto i DW696 na Siedlce. Tam trochę się przykorkowało na światłach w mieście. Potem już DK63 przez ziemie świętego transportu, czyli Łuków, do Radzynia Podlaskiego. Jechało się spoko. Nie za duży ruch o tej godzinie. Potem wskoczyłem DK19 na Lublin. W międzyczasie na obwodnicy Lubartowa mijałem się ze znajomym z Miś-Transu, więc długie i trąby poszły w ruch. Szybka wymiana zdań na CB i dalej Potem S19 objechałem Lublin oraz ciągle DK19 na Rzeszów. W Nisku stanąłem na pauzę 45 minut przy Gospodzie. Zjadłem tam u nich obiad, bo inni kierowcy polecali, stąd też kilka zestawów tam stało. I faktycznie spoko-polecam! Obszedłem zestaw i można ruszać. Im bliżej Rzeszowa tym większy ruch był. Na szczęście ta 2+1 zaczyna się z 30 km przed to trochę powyprzedzałem. Rzeszów też obwodnicą A4+S19. No, ale dobre się skończyło. Wylotówka i Boguchwała kibel. Kto jeździ tędy to wie co mówi. Średnia prędkość 30 km/h uhuuuuu. Dopiero w Zarzeczu się poluźniło i można było w miarę swobodnie jechać. Gdyby nie te miejscowości co chwilę to fajna ta droga na Barwinek. Trochę górek, trochę zakrętów-nie ma spania zdecydowanie! Jakby cała była w przekroju 2+1 jak obwodnica Żyrardowa to by było zajebiście. W końcu dojechałem na granicę ze Słowacją. Oczywiście musiałem stanąć na chwilę, bo trzeba wykupić czytnik Emyto na ten kraj. Mniejsza, że to taka wyjątkowa, możliwe, że jedyna trasa w tamte rejony, ale jak mus to mus. Zaczepiłem to gówno i można lecieć. Zostało mi koło godziny jazdy. Ile uda się dolecieć to się uda. No i wyszło, że stanąłem na pierwszej stacji koło Petrovan na D1 zaraz za Preszowem. 2 rajki wolne, więc na luzie. Pauza 11h.

Piątek:

Piątek, piątek...weekendu początek chciałoby się powiedzieć, ale nie dla wszystkich. Trzeba dzidować na Bałkany. Plan na dzisiaj to przejechać całe Węgry, przekroczyć granicę z Rumunią w Borsie i dolecieć gdzieś w okolice miasta Drobeta-Turnu Severin, żeby mieć czas na spokojne przekroczenie granicy z Bułgarią w Widyniu. Ale zobaczymy. Na tym kierunku nie ma nic pewnego. Jak w Niemczech czy A2 będzie stała... No dobra to raczej pewne akurat, ale wiecie o co chodzi Wyspany, przed ósmą ruszamy. Wytoczyłem się na autostradę. Koszyce przede mną. Co prawda to bardziej taka pseudoobwodnica, bo to jakieś przejście dla pieszych, to wyjazd itd., ale zawsze lepsze to niż przez same centrum. Ruch o tej godzinie trochę był, ale bez przesady. Potem już dwupasmówka E71 na granicę w Milhost z Węgrami. Musiałem tam jednak na chwilę zajechać, żeby wykupić sobie bilet czy też winietę na przejazd przez Madziary. Z tym akurat spoko, że tam na tydzień kupujesz i jest git. A nie że od razu boxa, którego podczas jednej trasy użyje. Dobra ogień dalej na Miszkolc. Tą trójkę jeszcze niestety remontują miejscami. Ale jak już zrobią to będzie git. Od Miszkolc zaczęła się autostrada. I tak leciałem przy house'owych hitach z pendrive autostradą M35 na Debreczyn. Słońce cały czas dopisywało, ale równie jak na Słowacji śniegowa atmosfera jest. Czas szybko mijał i nim się obejrzałem, byłem już na landówce numer 47 jakieś 50 km od słynnej granicy w Borsie z Rumunią. Jednak czas się kończył, więc w polecanym barze Matyas Ranch Etterem w miejscowości (uwaga trudna węgierska nazwa) Berettyoujfalu stanąłem na 45'tkę. Ostatni taki bar z normalnym parkingiem przed granicą w sumie nie licząc tego zaraz kilometr przed. Przeczytałem w necie, że dobre opinie co do jedzenia, więc poszedłem skosztować. Kurde, rozleniwiłem się-tu bar, tam bar. No ale być na Węgrzech i nie zjeść placka po węgiersku? Był świetny naprawdę. Chwila odpoczynku, obejście zestawu i ogień na granicę. Słyszałem na radiu, że ponoć kolejka spoko dzisiaj, więc szybko powinno przejść. Oczywiście po tych kilometrach wśród błota pośniegowego zestaw się upierdzielił jak stół u Durczoka. A taki czysty pachnący był... Trzeba będzie umyć po powrocie. Dojechałem i faktycznie mała kolejka. Na oko z 20 aut przede mną, a że to nie granica na wschód, gdzie kontrole są dużo bardziej szczegółowe, a unijna, co powinna być jedynie z wyrywkowymi ewentualnie kontrolami jak np. od nas do Niemiec, a czekanie jest. Inne prawa. Poruszało się co chwilę do przodu. Jakbym tu z 2 czy 3 lata wcześniej przyjechał to jeszcze frigo szło lewym...A teraz się Rumuni wycwanili i jak przyłapie policja to ostre mandaty ponoć i cofasz się na koniec kolejki. Nie warte ryzyka Straciłem tam trochę ponad godzinę. Oczywiście bez wciśnięcia 5 euro celnikowi by się nie obyło, bo mi zaczął smęcić coś z ładunkiem. I jesteśmy w kraju Dacii Jeszcze kupiłem taką jakby winietę jak u Madziara jednorazową. Oradea bokiem i w dół drogą numer 79 na Arad. Trochę już tu czasu nie byłem. Zdecydowanie Rumunia się rozwija obecnie. Nowsze auta, domy itd. Drogi akurat od gdzieś 9 lat te główne są ładnie porobione, równe jak stół, więc to się nie zmieniło, ale widać poprawę. Pogoda dopisywała, muzyka gra, czego chcieć więcej. Jedynie na te wioski trzeba uważać i zwalniać, bo czyhają czasami w bocznych policaje. Pełno Polaków w ogóle mijałem. I nie tylko z dolnej części Polski, ale też jakieś mazowieckie czy wielkopolskie. Kiedyś mi się wydaję mniej naszych jeździło w te strony. Arad obwodnicą i wbiłem się na świeżą autostradę A1. Mogłem nadgonić trochę czasu, bo za Lugoj już praktycznie same landówki. Im dalej od granicy tym mniej śniegu. Potem wbiłem się na krajówkę 6 w dół. Za Caranbeses zaczęły się górki i zakręty. Tam znowu bardziej śnieżnie, ale droga czarna i nieoblodzona. Czasu jazdy starczyło mi na parking w Gura Vaii przed Drobetą, czyli wszystko jak planowałem Trochę dzikus, ale stało kilku Polaków i Greków. Podszedłem do dwóch gości od Natanka, bo jeszcze nie spali. Podpytałem czy to pewny parking, bo pierwszy raz w tych rejonach, a oni, że spoko, bo jak jeżdżą do Grecji to często tu stają oraz żadnych problemów ani z paliwem, ani z ładunkiem nie było. Mogę spokojnie spać Pogadaliśmy jeszcze trochę o transporcie i o dupie marynie jak to się mówi, i poszedłem do kabiny. Obejrzałem jeden odcinek serialu Berlińskie Psy (także polecam) i w kimę.

Sobota:

Sobota, czas wreszcie dojechać do tego kraju winogron i Rakiji. Jak odsłoniłem firanki, zobaczyłem, że Natankowe już pojechały w stronę domu. Zostałem na parkingu z Turkami Umyłem się w trochę prowizorycznych warunkach, sprawdziłem czy na pewno wszystko w porządku i na szczęście było git. Agregat działa, wszystko hula. Nie po to biorę fajny fracht za dobrą kasę, żeby jeszcze stracić Szybkie śniadanie i można ruszać. Najpierw spoko, bo ta Drobeta ma obwodnicę, więc leciało się przyjemnie. Potem z szóstki zjechałem na 56A już w kierunku na granicę z Bułgarią Calafat-Widyń. Jeszcze nie jechałem tym nowym mostem, bo tak to jeździłem przez Ruse tam od Bukaresztu Dla ciekawostki mogę powiedzieć co do Rumunów, że jak się jedzie przez te wioski i nie wszyscy, ale sporo ma tendencję do szpanowania przed "somsiadami" fajnym, nowym samochodem Chata rozwalająca się, ale Audi A6 C6 albo Passat B7 stoi Ciekawe. Kto co lubi, co kraj to obyczaj. A no i mury mają duże i lubią pałacyki jako domy Tak to nic się nie działo w sumie. Jakoś po 2 godzinach dojechałem do granicy w Calafat. No i tu już nie było tak fajnie, bo kolejka miała z 2 km. Co prawda cały czas się ruszała, ale finalnie wyszło, że straciłem razem z pauzą z 3h30 czy tam koło 4h straciłem. Zawsze mogłem mieć pecha, bo jak czasami coś celnicy odpi**olą to można i 10h stać. Dobre i to. Chociaż się nie przyczepili do niczego. I powiem wam jeszcze, że ładny ten most zrobili kurde Postarali się. Tzw. Most Nowej Europy 6 lat budowali to musi robić wrażenie. W Bułgarii leciałem jedynką na Montanę. Mógłbym trochę bardziej skrótowo do Plewen przez 11, ale sprawdziłem na Google Maps, że droga średnia, więc wolałem te 30 km dalej, ale pewna droga. Trzeba gonić, bo koło 14 bym musiał być, a trochę kilometrów zostało. Bułgarzy nawet postarali się o ładną obwodnicę tej Montany, ale jednak kurde jak się jedzie przez te miejscowości różne, mniejsze i większe to widać, że pomimo, że są w Unii to średnio się rozwijają. Widać na pewno poprawę z roku na rok, ale nadal tam korupcja chyba jest i to dosyć duża, więc mają jak mają. Na wakacje drugi raz bym nie poleciał, nawet za tanioche. Takie tylko moje zdanie luźne. Tak jak główna 1 była dosyć dobra to za Montaną zjechałem na 13 prosto na Plewen no i było o wiele gorzej. Nie dosyć, że musiałem uważać na dziury to jeszcze wąsko miejscami. Dobrze, że dużych prawie w ogóle nie leciało przez to, że jednak sobota. No i bułgarska jazda, czyli wyprzedzanie gdziekolwiek się da, czym się da i z jaką prędkością się da. Czyli na przykład taką Corsą zabrał się przed zakrętem za wyprzedzanie, ja 9 dych, on miał może z 93-94 i gdybym nie przychamował to miałby czołówkę ze Sprinterem Nic się nie zmieniło od kiedy tu ostatni raz byłem heh. Goniłem jak mogłem, ale i tak byłem spóźniony. Gdzieś na 15 mogłem być najwcześniej, a oni już wtedy kończą pracę. Zadzwoniłem do szefowej, bo miałem na szczęście numer, czy da radę, żeby poczekali i jeszcze mnie rozładowali, bo choćbym chciał to nie wyrobię się na czas przez granicę chociażby. Spoko mówiła po angielsku, więc się dogadaliśmy. Zajechałem na tą hurtownię spożywczą Palmira94. Była ona sama, dwóch pracowników, w sumie mała ta firma i zaczęli mnie z rampy rozładowywać. Ciach ciach pół godziny i po sprawie. No i weekend spędziłem sobie w Plewen. Trochę pozwiedzałem centrum, a i miła właścicielka wzięla mnie do domu na obiad w niedzielę. Więc to akurat spoko mentalność mają, że są aż tacy gościnni W niedzielę wieczorem po pauzie 24h ruszyłem na załadunek już przez Ruse do Magurele pod Bukaresztem ładować na powrót do Polski stoły metalowe. Ale to bardzo podobna trasa, więc nie ma co pisać z tego relacji.

Ufff...ale się rozpisałem grubo Mam nadzieję, że moje opowiadanie się spodoba, a i fotki wyszły spoko. Zapraszam do komentowania, bajoooo!