Per-Trans

[scaniadriverv8]

SIEMANKO!

Przychodzę do was dzisiaj z wcześniej zapowiedzianą relacją! Miałem chwilę przerwy od pisania takich lektur ale myślę, że wywiążę się z zadania jak najlepiej! Zapraszam do tekstu!

PIŁA -> SADÓW -> BAILEUL -> ZELLE -> TYNIEC MAŁY -> WROCŁAW -> PIŁA

PONIEDZIAŁEK

W niedziele wieczorem dostałem telefon od Adama, że koniec leżakowania i czas brać się do roboty by zarobić troszkę pieniążków. SMS-em dostałem szczegółowe dane dotyczące załadunku i rozładunku. Miejscem załadunku były po poznańskie Sady a mianowicie firma Adams zajmująca się produkcją opakowań z tektury falistej. Miałem tam ładować 15 ton opakowań i z tym do mleczarni Danone w Baileul. W poniedziałek rano spakowałem torbę z ubraniami i pojechałem do sklepu po zakupy w trasę. Od razu po zakupach pojechałem na bazę i wpakowałem swoje graty do DAF-a. Wróciłem do domu by wykorzystać ostatnie chwile wolnego. Gdy wybiła godzina 16 pod moim domem zameldował się już mój kuzyn, który miał zawieźć mnie na bazę i odprowadzić z powrotem do domu moje auto. O godzinie 16.30 byłem już na bazie. Odpaliłem swój wóz aby nabić wiatrów. W tym czasie sprawdziłem wizualnie stan auta i pochowałem do szafek pozostałe ubrania. Punkt 17 wyruszyłem z bazy do Sadów. Na początku leciałem 11-tką a później wskoczyłem na DW178 aby potem znów znaleźć się na 11-tce i dotrzeć do miejsca mojego załadunku. Natężenie ruchu było spore ale mimo to udało mi się zdążyć na awizację, którą miałem na 19:00. Poszedłem do biura i z marszu dostałem rampę numer 1. Załadunek poszedł sprawnie i o godzinie 20 miałem już wszystkie papiery i mogłem ruszać. Wbiłem w nawigację współrzędne rozładunku i ruszyłem. Trasa szła spokojnie, na głośnikach góralskie klimaty i w mgnieniu oka przeskoczyłem granicę w Świecku. Wszystko szło spoko do momentu kiedy przed Berlinem tacho upomniało się o pauzę. Zjechałem na stację na szybkie 45’ w tym czasie kupiłem kawę i hot-doga na rozbudzenie przed nocką. Po odpoczynku ruszyłem dalej, nocka szła pełną parą, choinka na DAF-ie odpalona – cóż więcej mi potrzeba. Nocka jak to nocka, mniejszy ruch, mniej nerwów więc człowiek spokojny. Przed Hanowerem zjechałem na parking, znalazłem wolną rajkę i udałem się na 9 godzinny spoczynek.

WTOREK

Obudziłem się przed 12, parking prawie puściutki. Ubrałem się i wyszedłem na zewnątrz zobaczyć czy wszystko OK z zestawem. Wszystko było w porządku, więc wróciłem do kabiny i sporządziłem sobie śniadanie. Szybka jajecznica na boczku zjedzona ze smakiem. Posprzątałem kabinę i udałem się do łazienki na poranną toaletę. O godzinie 13 wyruszyłem z parkingu, słonko przyświecało – wszystko cud i miód. Droga szła bez problemów lecz często gęsto trzeba było korzystać z lewego pasa. Po 4,5 h jazdy zatrzymałem się na 45 minut pauzy. W tym czasie ogarnąłem z grubsza kabinę i przygotowałem na szybko jakiś posiłek. Po wykręceniu wymaganego odpoczynku wrzuciłem na pokrętle D i ciąłem dalej na rozładunek. Mixy z Energy 2000 umilały mi jazdę wypływające z głośników mojego DAF-a. Jak wiadomo teraz we Francji jest wymóg naklejek na ciągniku i naczepie ostrzegających o martwym polu. Na granicy belgijsko-francuskiej zakupiłem takowe naklejki i nakleiłem je na zestawie. Troszkę się pomyliłem przy naklejaniu z wysokością na naczepie ale ważne, że ta naklejka jest . Po całym zamieszaniu udało mi się dotrzeć na rozładunek a mianowicie o godzinie 22. Niestety o tej porze mleczarnia już nie pracuje, więc spokojnie udałem się na parking. Zasłoniłem firany, odpaliłem sezon Chicago Fire po czym poszedłem spać.

ŚRODA

Z samego rana zaraz po otwarciu bramy firmy udałem się do biura. Kolega z Hollandii był jednak szybszy lecz udało mi się dostać numer rampy. Odpaliłem DAF-a, otwarłem drzwi i podstawiłem się pod rampę. Pierwszy załadunek i rozładunek za mną i wszystko z rampy – oby tak dalej. Po rozładunku napisałem SMS do Adasia o zakończonej rozgruzce. Udałem się więc na parking i zabrałem się za gotowanie obiadu. Po spożyciu pysznego posiłku zabrałem się za mycie naczyń i wtedy to dostałem SMS od Adama, z danymi załadunku. Dokończyłem zmywanie, odpaliłem DAF-a i wyruszyłem na szlak. Załadunek miałem ma belgijskiej ziemi w miejscowości Zelle, gdzie stacjonuje firma Berry zajmująca się produkcją folii do owijania bali. Z tym miałem lecieć na magazyn Hellmann Logistics w Tyńcu Małym pod Wrocławiem. Miało tego być 10 ton także fajnie. Z parkingu miałem jakoś 1.40 jazdy, także chwilka podlotu na pusto a prawie w tym czasie osłuchałem dobrej składanki góralskich nutek. Po dotarciu na miejsce o godzinie 13 miałem lekki problem ze znalezieniem biura ale nasz rodak – kolega po fachu wytłumaczył mi co i jak. Z marszu dostałem informacje gdzie mam się podstawić. Musiałem odpiąć prawy bo, więc troszkę ruchu wpadło a nie tylko z rampy ładowanie. Później oczywiście trzeba było spiąć ładunek pasami, odebrałem papiery i znów wylądowałem na drodze. Na tachografie została mi niecała godzinka do pauzy więc chciałem ją wykorzystać jak najlepiej. Zatrzymałem się na ‘’Trzydziestkę’’, przed granicą z Niemcami i tam to ściągnąłem te francuskie naklejki. Było ciężko ale się udało się ściągnąć ale niestety został klej, który to będę musiał spolerować na bazie. W tym czasie również szybko skoczyłem na stacje i kupiłem kawkę. Po wykręceniu wystartowałem w dalszą drogę. Droga w miarę przyjemna, akurat zadzwonił Szymon, więc rozmowa na głośnomówiącym i kilometry szły w mgnieniu oka. Udało Mi się dolecieć spory kawał drogi za Alsfeld. Były okropne problemy ze znalezieniem parkingu o tej porze ale akurat mi się udało stanąć ładnie przy krawężniku nie kolidując nikomu. Po tym wziąłem prysznic, wróciłem do kabiny zasłoniłem firanki i poszedłem spać.

CZWARTEK

Otworzyłem oczy godzinę przed zaplanowanym alarmem, ubrałem się i wstawiłem wodę na kawkę. W tym czasie wyszedłem na inspekcję zestawu po nocy. Wszystko na szczęście było w porządku. Zakąsiłem coś na szybkiego, nabiłem wiatrów i poszedłem dalej w drogę. Trasa? - no cóż nic specjalnego autostradami ciągle, czasem lewy , czasem i na zakazie ale z umiarem. Później stanąłem na szybką pauzę, spędzając ten czas opychając się dobrami z McDonald’su. Dzisiaj miałem w planach pójść na ‘’dyszkę’’ więc przed miejscem docelowym jeszcze musiałem wykręcić jedną 45’. Udało mi się dolecieć na dychę na miejsce rozładunku. Szybko skoczyłem do biura zanieść papiery. Miła pani załatwiła to co było w jej obowiązku a ja na resztkach czasu podstawiłem się i wziąłem się już za odplandeczanie boku. Ściągłem pasy a pan wózkowy rozładowywał palety z folią. Nawet szybko mu poszło i po odebraniu reszty papierów udałem się na najbliższy parking przeginając lekko tacho. Robiąc wydruk zadzwonił do Mnie Adaś z informacjami o rozładunku, który mam na jutro na 12. Opisałem wydruk i udałem się na 11 godzinny spoczynek.

PIĄTEK

Piątek, piąteczek, piątunio! – czego chcieć więcej? Weekend zbliżał się dużymi kroczkami ale trzeba jeszcze popracować. Zjadłem pożywne śniadanie i udałem się na północną stronę Wrocławia do firmy Bikkoplast aby tam załadować 18 ton jakichś plastików. To był ładunek już w stronę bazy a mianowicie do firmy Thule w Pile. Na miejscu byłem przed 11, więc idealnie. Udałem się więc do biura lecz tam dostałem informację, że jestem 3-ci w kolejce i będę musiał chwilkę poczekać. Grzecznie czekałem w tym czasie zajmując się pielęgnacją tapicerki w moim wozidle. Przeleciało szybko i cyk fuch bok otworzony. Pan wózeczkiem ładował a ja od razu sobie spinałem, co by szybciej szło. Zeszło mu się z godzinkę bo tu coś, tam coś, to wózek coś podnosić nie chciał – aaa szkoda gadać! Mimo to udało mi się załadować, odebrałem papiery i wyruszyłem na rozładunek. Dzisiaj nie bokami lecz ciągle 11-tką i fajnie bo szybko poszło i o 17.30 zameldowałem się w Pile. Tam akurat elegancko z rampy rozładunek, ale i tak musiałem odpiąć bok, żeby ściągnąć pasy. Magazynier ściągał spokojnie a ja piłem sobie kawkę w kabinie. Akurat wyszło tak, że pauzę pod rampą się wykręciło i po podpisaniu wszystkich papierów mogłem zawijać już na bazę. Pół godzinki drogi i ja wraz z zestawem byliśmy na bazie. Tam czekali na mnie kumple, którzy przyprowadzili mi moje auto. Wypakowałem toboły z DAF-a i poskładałem pasy, żeby był porządek. Następnie poszedłem na warsztat do chłopaków, pomóc im przy ostatnich szlifach przy projekcie, o którym wspomniałem we wcześniejszym poście. Po zakończonej robocie były smaki na jakiś napój alkoholowy ale niestety ja prowadziłem a jutro też jest dzień także trzeba było się umówić na inny termin. Zamknąłem DAF-a, wsiadłem do mojej Beeeemki i udałem się na zasłużony weekend do domu!

Myślę, że się podobało! Zapraszam do oceny w komentarzach - to bardzo motywuje! Do następnego! Strzała!