W sobotę posiedziało się trochę na bazie co by ogarnąć trochę autka, posprawdzać czy wszystko jest na swoim miejscu, a w niedzielę udało się nawet pogrillować w domu bo pogoda w miarę dopisała
W poniedziałek rano wstałem ok. 6 pojechałem do piekarni po bułki i chleb, a następnie czekałem spokojnie na jakiś telefon odnośnie wyjazdu. O 8 zadzwonił mi szef, że jest robota na daleką Francję, ale wyjazd dopiero wieczorem. Chętnie się zgodziłem, bo tak daleko u żabojadów jeszcze nie byłem
Około 17 wyjechałem z domu na bazę i o 18 byłem już na miejscu. Odpaliłem auto i wpakowałem się ze swoimi gratami. Pół godziny później wyjeżdżałem już z bazy. Ładowałem liny stalowe, 17 ton w Swarzędzu w firmie zajmującej się produkcją konstrukcji stalowych. Na miejscu byłem o 19, zameldowałem się i o 19:15 już mnie ładowali. Szybko w miarę im poszło bo o 20:00 wyjeżdżałem już załadowany z firmy. Kierowałem się w kierunku na Komorniki by wbić się na autostradę. W Komornikach minąłem bramki i po chwili byłem już na autostradzie
Po drodze nic specjalnego się nie wydarzyło ruch odbywał się płynnie i nie było jakiegoś specjalnie dużego ruchu. Przyjemnie mi się jechało bo akurat miałem okazję podziwiać zachód przez większość trasy, co prawda dawało trochę po czach ale okulary przeciwsłoneczne załatwiły sprawę
W międzyczasie zatrzymałem się w Niemczech na stacji żeby nabrać trochę wody do baniek, żebym miał w czym się myć i z czego robić herbatki
Coś mi się tylko pomieszało w komputerze pokładowym bo nie wyświetlał mi on w ogóle biegów na jakich darło auto, trzeba będzie na bazie określić co mogło to spowodować. Nie spieszyło mi się specjalnie bo do zrzutki miałem dużo czasu tak więc za Hannover'em zjechałem na długą pauzę. Udałem się na stację na małą kawkę, a po powrocie do auta zrobiłem sobie jakąś kolację, wypiłem herbatę, umyłem się i położyłem spać. Była już 3:30 i martwiło mnie wschodzące słońce, że znowu nie będę mógł usnąć ale chwila nie minęła i zasnąłem dosłownie jakbym młotkiem dostał