O około 7:30 dziewczyna podwiozła mnie na bazę. Na miejscu standardowa procedura, wrzucenie najpotrzebniejszych rzeczy do kabiny, obejście zestawu, rozgrzanie auta, no i rozpoczęcie tacha. Na moje szczęście nie trzeba było jechać na załadunek ponieważ byłem już załadowany 15 tonami opon samochodowych. Ostatecznie miało to trafić do Austrii, ja się ucieszyłem, dawno mnie tam nie było, więc ciekawy kierunek Przez weekend trochę popracowaliśmy nad DAFem, doszły malowane koła, naklejka na przód oraz zdjęliśmy oznaczenia DAFa z grilla. Długo nad tym myśleliśmy i w końcu doszliśmy do wniosku, że zdejmujemy i myślę, że lepiej się tak prezentuje! W przyszłości dojdą nowe rzeczy, tylko najpierw trzeba na nie zarobić. Dlatego też pognałem DK11 w kierunku Poznania, następnie S5, aż do samego Wrocławia, tam na A8 i DK8 w kierunku granicy polsko-czeskiej. Postanowiłem, że granicę przekroczę w Kudowie-Zdrój, znany szlak między Czechami, a Polską, więc nie ma co tu się dziwić. Czasu mi brakło gdzieś w połowie DK8, więc na pierwszej lepszej pompie wykręciłem 45tkę, na której standardowo jadłem obiad Na zrzutce miałem być maksymalnie o 20 we wtorek, także z palcem w nosie wyruszyłem dalej drogą numer 33 w kierunku Hradec Kralove. Obok tej miejscowości zjechałem na kawałek D11 i D35 by wjechać na drogę numer 37. Dróżka całkiem ciekawa biegnąca przez chyba jakieś Parki Narodowe lub coś w ten deseń. Polecam w każdym bądź razie Pogoda dopisywała, więc aż przyjemnie się jechało przy takich hiciorkach klubowych z lat 90-00. W Velká Bíteš wjechałem na D1, która prowadziła do samego Brna, tam natomiast odbiłem w stronę granicy austriackiej, czyli Mikulova. Dosyć fajna droga prowadząca przez jezioro za Brnem, ciekawy widok swoją drogą. W Mikulovie na MOLu stanąłem w ostatniej wolnej rajce na szybką 9tke bo firma w Austrii pracowała od 8:00, więc nie ma co spać, trzeba jechać.
Wtorek
Niestety wtorek przywitał mnie pogodą deszczową jak na złość jeszcze w dzień zrzutki i załadunku przez co chęci w ogóle nie było. Ale jak mus to mus. Za granicą od razu wjechałem na A5 i tak snułem się nią, aż do Eibesbrunn na S1, a później S2. Dojeżdżałem w okolice Wiednia, a tam jest tyle dróg i autostrad na takiej małej powierzchni, że od nawigacji dostawałem oczopląsu. Prawie na jednym zjeździe pojechałem na złą drogę, ale w porę się opamiętałem na moje szczęście. Już chciałem tylko stamtąd wyjechać co mi się udało Wjechałem do Laxenburgu na jakąś strefę przemysłową. Połaziłem trochę po firmach w deszczu i znalazłem swój cel. Tam szybka zrzutka w godzinkę i wyjazd na załadunek. 12 kilometrów miałem, więc właściwie miejscowość obok Tam mnie ładowali z rampy osiami i trochę im się zeszło bo łącznie 5 godzin. Na szczęście w tym czasie pogoda się poprawiła i pojawiło się słońce, więc pozostało tylko ustawić nawigację i ruszać w stronę kochanych Niemiec, a dokładniej do Berlina do firmy Partex Global, czyli hurtownia motoryzacyjna. Droga właściwie ta sama, którą jechałem wcześniej, ale tylko do Brna. Tam już wjechałem na D1 i na jakimś dzikusie pod Pragą zrobiłem 45tke. Nie muszę chyba mówić co na niej robiłem W Pradze zjechałem na D0, a następnie na D8, która prowadziła prosto do granicy czesko-niemieckiej. Doleciałem ostatecznie za Drezno na Finkerberg na A13, czyli typowy dzikus. Było już po 21, więc o rajkę było bardzo ciężko, dlatego stanąłem na dupach Do toalety nawet nie szedłem bo wiadomo jaki byłby odruch, dlatego ogarnąłem się w kabinie, piwko, serial i do spania.
Środa
Budzik mnie obudził o 6. Oporzaądzilem się, herbatka, kanapki, naczynia pomyte, zestaw obszedłem i ruszyłem dalej A13 w stronę Berlina. Podczas jazdy dostałem bardzo ważny telefon od rodziny i musiałem powiadomić spedytora, żeby szukał czegoś na Polskę ponieważ muszę niestety zjechać. Są sprawy ważne i ważniejsze. No ale koniec tych smętów bo dojeżdżałem do Berlina. Strasznie nie lubię jeździć po dużych miastach dużym. Wszędzie zakazy, jak się wjedzie dużym w jakaś uliczkę to powodzenia Dlatego postanowiłem że online te korki i pojadę ringiem, tak aby miastem jechać jak najmniej i myślę, że to był dobry wybór. Firma dosyć duża więc ciężko było jej nie znaleźć. Wjechałem pod rampę i kazali mi czekać w aucie przez wirusa oczywiście. Magazynier mi przyniósł papiery, wszystko elegancko bez wychodzenia z samochodu. Tak żyć można Na bramie tylko aufwiedersehen do ciecia i lecimy na załadunek pod Berlinem, a dokładniej do Wildau przy dolnym ringu. Postanowiłem znowu jechać ringiem bo zbliżały się szczytowe godziny, a czas naglił, więc utknięcie w korku nie byłoby tym czego bym chciał. Wlecialem na firmę jak Rambo i kazali mi czekać pod płotem aż zawołają. W międzyczasie otworzyłem dwa boki i czekałem.
To koniec relacji na dzisiaj bo mimo koronaferii to czasu dużo jednak nie ma Myślę, że z pozostałej części trasy wlecą tylko zdjecia, ale to wszystko zobaczymy w przyszłości. Tymczasem ja dziękuję za dotrwanie do końca i zapraszam do komentowania!