Niedzielę poświęciłem na przygotowanie zestawu do trasy i to bardzo długiej trasy. Z tego co się dowiedziałem to trasa była bardzo nie typowa bo do Rte du Nord w Jersey czyli jakieś 2000 tyś kilometrów, dobre cztery dni jazdy. Obładowałem naczepę sianem tyle ile się dało dla trzody chlewnej. Szybkie mycie naczepki i zestaw był gotowy do podroży natomiast ja skoczyłem na szybkie zakupki żeby jakoś przetrwać tą podroż. Generalnie moja niedziela skończyła się o godzinie 16
Wstałem sobie około 23 godziny, ponieważ planowałem wyjechać po zerowej. Wyszykowałem się, szybkie ,,śniadańko" wpadło i spakowałem jeszcze niektóre rzeczy do Scanii. O 0:10 byłem gotowy, odpaliłem Scanie, wrzuciłem na obroty aby powietrze sobie nabiła i poszedłem szybko sprawdzić stan zestawu czy wszystkie światła działają i jaki stan mają opony. Wszystko było gites bo nowy zestaw ale wolę mieć pewność, że wszystko jest dobrze. O 0:16 byłem już na trasie i gnałem do Kutna a dokładnie do howu świniaków Pini Polonia. Do celu miałem 313 km, więc spokojnie mogłem sobie na raz podlecieć. Standardowo E30, później A2. Przy Strykowie odbiłem na A1 i przy Kotliskach odbiłem na 92. No i około czterech godzinach jazdy byłem już na miejscu. Dogadany byłem z właścicielem co do godziny załadunku więc mogłem być spokojny co do załadunku i na szczęście miałem rację bo pracownicy już na mnie czekali. Mi się kręciła pauza a panowie mnie ładowali trzodą chlewną. Po sprawnym załadunku wbiła mi się pięknie 45 więc mogłem sobie spokojnie dalej jechać. No i standardowo, jak do Berlina to A2. Czas jazdy pozwolił mi na dojechanie w okolice niemieckiego Pagramu. Poranna godzina, więc na spokojnie znalazłem miejsce. Sprawdziłem jak tam świniaki, dorzuciłem troszkę sianka i w kimę. Wstałem około 20, wyspany i pełny chęci do wyruszenia w dalszą część trasy. Wstawiłem sobie wodę w czajniku, nie tracąc niepotrzebnie czasu sprawdziłem szybko świniaki. Po wróceniu mogłem sobie zrobić kawę i szybkie śniadanie. Prowiant gotowy to można jechać dalej. Jakimś cudem gładko szła jazda po tych Niemczech, zero wypadków i niepotrzebnego hamowania. Dzięki temu na spokojnie doleciałem do Hanoveru gdzie mnie czas jazdy już poganiał, więc 45 czekała na mnie
Podczas kręcenia 45 poszedłem do restauracji coś zjeść, nie chciało mi się już gotować ani nic robić. Na moje szczęście w pobliżu była otwarta restauracja, więc bez chwili zastanowienia byłem już po jedzonku Wróciłem do maszyny, 45 wbita to można jechać dalej. Dowiedziałem się, że stałem niedaleko słynnego Garbsena. Jak się wkurzyłem, że nie mogłem niczego się nauczyć od zawodowych szoferów No ale trudno, wleciałem zestawem z parkingu na A2 i jechałem praktycznie cały czas 90 aż do Kamenu gdzie odbiłem na A1. Pięknie było aż do Leverkusen gdzie zaczęły się remonty i cały plan na dolecenie poszedł. straciłem dobre 20 minut no ale udało mi się wydostać z tego tłumu i znowu trzeba było lecieć 90 żeby nadrobić czas. Przy Marsdorfie odbiłem na A4. Po jakimś czasie mijałem się ze znajomym, szybkie długie, łapa i jazda dalej Doleciałem do Eschweiler i tam miałem zajechać do zaprzyjaźnionego rolnika. Po dojechaniu wypuściłem świniaczki aby mogły się rozruszać, wiadomo, cztery jazdy dni dla zwierzęcia są trudne. Pogadaliśmy, pojedliśmy i pospaliśmy. Z racji takiej, że rolnik zaprosił do przenocowania u niego to trudno było odmówić. Zagraliśmy jeszcze szybko w fifę na rozluźnienie, meczyk był udany a ile śmiechu było przy nim
Po wyspaniu się poszedłem dorzucić siana i wody świniakom. Podskoczyłem szybko do sklepu kupić whisky rolnikowi w ramach podziękowania za gościnność. Aż miło się patrzyło na jego zadowolenie z tego prezentu. Załadowałem świniaki i ruszyłem dalej. Jakoś tak nie chciało mi się jechać, wierciłem się, nie mogłem znaleźć odpowiedniej pozycji, no męczyłem się bardzo. Ciężki dzień się szykował no ale jakoś go wytrzymałem. Nic ciekawego się nie działo, cały czas te same widoki praktycznie więc opisywać nie będę. Generalnie udało mi się dolecieć do Coulvain. Idealnie żeby dolecieć na strzała do Rte du Nord.
Doleciałem sobie spokojnie do portu, bałem się trochę jak to zwierzęta wytrzymają i tak trochę z małym stresikiem płynąłem. No ale jakoś wytrzymały. Przyznam się, że nie sprawdziłem wcześniej ruchu na tych wyspach i kawałek pod prąd poszedłem Szybko się ogarnąłem po znakach ale kto widział ten widział Trochę ciężko było dojechać do miejsca rozładunku bo to albo nawigacja szalała albo znaków nie było. Po walce z dojechaniem znalazłem w końcu miejsce docelowe. Zagadałem do kogoś stojącego w pobliżu miejsca czy nie zna właściciela bo nie odbiera telefonu. Okazało się, że była to właścicielka, której telefon padł. Była trochę w szoku, że tak szybko dojechałem co dla tego typu transportu jest trochę długo.Pokierowała mnie do miejsca załadunku, podstawiłem się no i wypuściłem prosiaczki (brama otwiera się do wewnątrz). Szybkie sprawdzenie przez weterynarza czy ze świniakami wszystko okey, podbicie papierów przez właścicielkę i byłem już wolny i gotowy do jazdy na myjkę. Umyłem gdzieś na jakiejś wsi i pojechałem do portu żeby przeprawić się do Francji.
Euro Truck Simulator 2
/
InterFarm Transport
Ogólnie 
To może jakiś spocik na bazie?
Wróciłem do maszyny, 45 wbita to można jechać dalej. Dowiedziałem się, że stałem niedaleko słynnego Garbsena. Jak się wkurzyłem, że nie mogłem niczego się nauczyć od zawodowych szoferów 
Szybko się ogarnąłem po znakach ale kto widział ten widział