Odezwał się do mnie kolega, którego zna chyba tylko Dolar, więc nie będę Wam mówił kto to. Okazało się, że jest w podbramkowej sytuacji ponieważ kierwoca mu nagle wypadł, a zlecenie nagrane. Dobrze, się złożyło bo akurat byłem w domu i jeszcze nie miałem dla siebie kursu. Oczywiście, że się zgodziłem. Naczepa załadowana czekała na mnie w Iłowej. Podjechałem w niedzielę się podpiąć i spakować. Rozładunek miał nastąpić w Monachium.
Wyruszyłem po 16 i kierowałem się na Zgorzelec. Około 600 km przede mną, więc przygotowałem sobie kawke, muzykę, uchyliłem okno i połykałem kolejne kilometry autostrad. Wszystko szło gładko to znalazłem miejsce na parkingu i poszedłem się trochę przespać, wszak rozładunek był na 8 rano. Byłem przed czasem i musiałem nieco poczekać.
Było po 11 gdy wyjeżdżałem już rozładowany. Miałem już nagrany załadunek. Dokładniej to w Salzburgu, więc jakieś ~140 km na pusto. Jak na poniedziałek w ranno/popołudniowych godzinach przystało ruch był większy, co wymagało większego skupienia i uwagi na innych.
Po 13 byłem na miejscu, kazali od razu się ustawiać. Takim sposobem mogłem robić kolejne kilometry już o 15. Jechałem tak długo na ile pozwalał czas. Miejsce rozładunku to Zgorzelec, można powiedzieć, że zrobiłem szybkie kółko na Niemcy i znowu Iłowa.
Fajna trasa, odskocznia od chłodni i więcej ruchu z firaną. Zrzucili mnie jakoś koło 14, a naczepę odpinałem przed 16.
Jak mogliście zobaczyć z relacji Piotrka, on teraz leci z 'moją' naczepą. Na placu stoi jego i na ten moment to ja będę ją ciągał.