20/04/2021, 01:35 PM
Zgodnie z zapowiedzią wrzucam kolejną relację
Tym razem kursik powrotny z Portugalii do Hiszpanii, w którym miałem w systemie just-in-time dowieźć świeże ryby do klienta. Skoro just-in-time, to dostawa na ściśle określoną godzinę, więc pojawił się stres związany z tym, że po drodze może się coś wydarzyć - od zablokowanych autostrad po awarię zestawu, w tym agregatu. Całość dostawy miała się odbywać w takiej formie, że podjeżdżam na załadunek w porcie o godzinie 17:00, gdzie czekam na kuter rybacki, z którego rybki od razu lecą na pakę chłodni. Od razu po załadunku i odebraniu papierów musiałem wsiadać do konia i jechać, bo czas leciał, a wg moich wstępnych prowizorycznych obliczeń nie byłoby czasu na przedłużanie przerw - nawet tych 45 minutowych. Mimo początkowych obaw co do samego kursu, cały stres minął, gdy przybliżałem się już do miasta docelowego. Z samego rana, tuż po otwarciu magazynu dotarłem na miejsce, gdzie kazano mi się ustawić nie pod rampę a tak jak zazwyczaj - aby mogli rozładowywać z drzwi bocznych. Dawno już miałem do czynienia z just-in-time, bo zawsze miałem jakiś zapas czasowy, mogłem wydłużyć przerwę, a tutaj jak już wspominałem nie mogło być żadnego przestoju, bo towar nie dotarłby na czas. Jednak mimo wypadnięcia z rytmu takiego systemu kursowania, kurs zaliczam do udanych.
Tym razem kursik powrotny z Portugalii do Hiszpanii, w którym miałem w systemie just-in-time dowieźć świeże ryby do klienta. Skoro just-in-time, to dostawa na ściśle określoną godzinę, więc pojawił się stres związany z tym, że po drodze może się coś wydarzyć - od zablokowanych autostrad po awarię zestawu, w tym agregatu. Całość dostawy miała się odbywać w takiej formie, że podjeżdżam na załadunek w porcie o godzinie 17:00, gdzie czekam na kuter rybacki, z którego rybki od razu lecą na pakę chłodni. Od razu po załadunku i odebraniu papierów musiałem wsiadać do konia i jechać, bo czas leciał, a wg moich wstępnych prowizorycznych obliczeń nie byłoby czasu na przedłużanie przerw - nawet tych 45 minutowych. Mimo początkowych obaw co do samego kursu, cały stres minął, gdy przybliżałem się już do miasta docelowego. Z samego rana, tuż po otwarciu magazynu dotarłem na miejsce, gdzie kazano mi się ustawić nie pod rampę a tak jak zazwyczaj - aby mogli rozładowywać z drzwi bocznych. Dawno już miałem do czynienia z just-in-time, bo zawsze miałem jakiś zapas czasowy, mogłem wydłużyć przerwę, a tutaj jak już wspominałem nie mogło być żadnego przestoju, bo towar nie dotarłby na czas. Jednak mimo wypadnięcia z rytmu takiego systemu kursowania, kurs zaliczam do udanych.