Jak pamiętacie moja ostatnia trasa kończyła się w Aleksandropoli w Grecji, nieopodal granicy z Turcją. Tym razem dostałem ładunek powrotny wgłąb kontynentu. Mowa tutaj o górskiej miejscowości Reutte w Austrii. Trasa na jakieś 2000 km, wyszło mi prawie 25 godzin samej jazdy, nie wliczając w to pauz itd. Spedytor ustalił załadunek dopiero na następny dzień rano, bo teraz dał mi czas na odpoczynek i zrobienie zakupów przed dłuższą trasą. Tak też zrobiłem, a trochę lokalnego jedzenia, typu wino itp. zakupiłem do domu, ale kiedy ja do niego wrócę no to...
Po zakupach poszedłem sobie na plażę i w taki sposób leciały mi kolejne godziny pauzy. Ranek. Zbliżała się moja godzina odjazdu z parkingu na załadunek. Obszedłem jeszcze zestaw dookoła patrząc czy wszystko jest dobrze i się okazało że jakiś "imigrant" chciał się dostać do mojej naczepy. Koledzy po fachu pomogli mi go zatrzymać a inny dzwonił na policję. Chwilę poczekaliśmy, przyjechali i zabrali delikwenta. Podziękowałem chłopakom i rozjechaliśmy się w swoje strony. Na załadunek przez ten incydent dojechałem nieco spóźniony, ale to było tylko kilkanaście minut. Załadunek standardowo trwał około godziny i potem odjechałem z placu. Najpierw musiałem dojechać do Salonik, a potem odbić w kierunku macedońskiej granicy. Tam sobie trochę postałem, bo musieli oczywiście sprawdzić wszystkie papiery i wgl. Podobnie wyglądało to na granicy z Serbią. W Serbii potłukłem się trochę landówkami, trochę autostradami i dojechałem do Chorwacji. Tam jednak na granicy poszło szybko, bo stałem tylko 30 minut. W międzyczasie wyświetliła mi się kontrolka że jadę już na rezerwie i chciałem się zatrzymać gdzieś na autostradzie na stacji, jednak w Chorwacji na autostradzie nie uświadczyłem żadnej autostrady
Byłem zmuszony zjechać do centrum Zagrzebia. Trafiłem tam niestety na godziny szczytu więc w całym mieście, czasem w ciasnych uliczkach na manewrowaniu zestawem zeszło mi prawie dwie godziny. Gdy cudem udało mi się znów wyjechać na autostradę, podążałem teraz w kierunku Słowenii, a następnie już docelowej Austrii. W Austrii praktycznie 80% trasy to były landówki wśród gór, więc było co podziwiać. Niestety tuż przed Reutte zjeżdżając z góry, pojawiła się informacja żebym pojechał do serwisu. Komputer pokazał że to coś z układem hamulcowym. Bałem się teraz żeby tylko na spokojnie dojechać już do Reutte z towarem, a potem jakimś cudem dostać się do Innsbrucku do serwisu Scanii